Termin startup został już chyba odmieniony przez wszystkie możliwe przypadki. Z resztą, podobnie jak w przypadku popkultury, przedsiębiorczość startupowa również wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych. To stamtąd przyszła „moda” na startupy. Mówiąc startup, zapewne większość z Was myśli – Dolina Krzemowa. I coś w tym jest, bowiem Dolina ta, a dokładnie Dolina Santa Clara zlokalizowana w północnej części amerykańskiego stanu Kalifornia, uważana jest nie bez powodu za mekkę startupów. W rezultacie budowanego od lat 50. ubiegłego wieku sprzyjającego otoczenia dla biznesu oraz dobrze działającego ekosystemu współpracy biznesu i nauki w Dolinie Krzemowej swoje biznesy rozpoczęły i prowadzą je do dzisiaj najbardziej rozpoznawalne przedsiębiorstwa z branż wysokich i średnich technologii, jak np. Apple, Google, Hewlett-Packard, eBay, Intel czy Facebook. Według niektórych wzorzec Silicon Valey powoli ustępuje miejsca innym lokalizacjom w Azji (Singapur), Bliskim Wschodzie (Tel-Aviv) czy Europie (Berlin, Londyn), jednak pozostanie on bezapelacyjnie jedynym „Hollywoodem dla startupów”.
To czym jest właściwie ten startup?
Przez wiele lat startupy były traktowane, szczególnie przez inwestorów, po prostu jako małe firmy. Takie podejście skrytykowali „ojcowie” terminu startup, czyli Brad Feld i Steve Blank w swojej książce (przeze mnie traktowanej jako biblia dla startupowców) „The Startup Owner’s Manual: The Step-By-Step Guide for Building a Great Company”. Autorzy podkreślają, że startup to nie jest mniejsza wersja dużej firmy i w żaden sposób nie może być charakteryzowany używając kryterium jego wielkości, bowiem istnieje olbrzymia różnica koncepcyjno-organizacyjna między firmą uruchamianą (startupem), małym przedsiębiorstwem i dużą firmą. Według Steve’a Blanka, uznawanego w środowisku za guru, startup to tymczasowa organizacja zajmująca się poszukiwaniem skalowalnego, powtarzalnego i rentownego modelu biznesowego. Dlaczego taka definicja? Początkowo bowiem model biznesowy startupu to szablon wypełniony pomysłami i przypuszczeniami, firma nie ma natomiast żadnych klientów i tak naprawdę niewiele o nich wie. To właśnie charakteryzuje przedsięwzięcie typu startup.
Czy w takim razie kiedy otwieramy np. kwiaciarnię czy zakład fryzjerski, można mówić o startupie? Podobnie jak w przypadku prawników i adwokatów – nie każdy prawnik jest adwokatem, ale już każdy adwokat jest prawnikiem – tak samo nie każde nowoutworzone przedsiębiorstwo można nazwać startupem, ale już każdy startup jest nowoutworzoną firmą. O ile otwarcie kwiaciarni jest nowootwartym biznesem dla jego założyciela, trudno jednak zakładać, że mamy do czynienia w tym przypadku z nowym modelem biznesowym (bądź jego odkrywaniem), bowiem zazwyczaj wiemy komu i co chcemy sprzedawać. Kwiaciarniany biznes jest powieleniem istniejących rozwiązań i wiedzy dostępnej na rynku. Zatem definicyjnie trudno postrzegać go w kategoriach startupu.